Zdjęcie zapożyczone z internetu
|
Nie ma zbyt wielu osób, które nie miały żadnej styczności z
twórczością jednej z najpopularniejszych pisarek na świecie -
Colleen Hoover. Jej powieści sprzedają się jak świeże
bułeczki. Historie są pełne ognia, romantyzmu i miłości,
która jak to w życiu nie zawsze jest łatwa i kolorowa.
Właśnie dziś postanowiłam powrócić do jednej z tych
powieści, tyle, że w formie serialu. "Confess" to siedem
krótkich odcinków, dzięki którym możemy na nowo poczuć
rodzące się uczucie pomiędzy Owenem, a Auburn. W roli
przypomnienia - Owen jest utalentowanym artystą,
malarzem, który tworzy swoje obrazy na podstawie
anonimowych, ludzkich wyznań. Przeżył ogromną traumę w
przeszłości, przez co latami winił się za wszystkie wydarzenia
i ich następstwa. Podobnie było z Auburn - choroba odebrała
jej miłość życia, a gdy dowiedziała się, że jest w ciąży wpadła
w głęboką depresję. Podjęła decyzję o leczeniu, przez co
musiała oddać prawa do opieki nad synem niedoszłej
teściowej. Niestety mimo, że dziewczyna chce stanąć na nogi i
odzyskać syna, to wcale nie jest jej łatwo... . Właśnie wtedy
znajduje ogłoszenie o pracy podczas wystawy obrazów
Owena. Ich drogi się krzyżują - jak się później okaże nie po
raz pierwszy... . Jednak na jej drodze ku szczęściu staje
agresywny i zazdrosny Trey, który zrobi wszystko by mieć
dziewczynę tylko dla siebie.
* * *
Widziałam i czytałam wiele porównań dotyczących
podobieństw i różnic pomiędzy książką a serialem, ale
postanowiłam wyłączyć ten sposób myślenia i dać szansę by
odkryć na nowo tę historię. I wiecie co? Jestem tak samo
zauroczona jak po raz pierwszy! Nie był to w żadnym
wypadku stracony czasi już na starcie polecam i Wam tę
powrót do tej przeszłości. Jedynym co mnie w tym drażniło to
była postać Treya jak i całe jego zachowanie ... normalnie
szlag mnie trafiał za każdym razem gdy go widziałam, lub
słuchałam jego fałszywych bzdur. Nie lubię takich fałszywych
ludzi, a nawet staram się unikać ich za wszelką cenę. Po części
to samo tyczyło się ojca Owena - samolubny kawał ... drania,
którego też z chęcią bym pogryzła. Jednak na koniec udaje
mu się zreflektować w moich oczach. Tak więc
zdecydowałam, że odpuszczam mu wcześniejszą
bezmyślność :). A teraz rzecz najważniejsza ... jeśli wciąż
wahacie się nad obejrzeniem serialu, to spróbujcie zrobić to
by choćby zobaczyć naprawdę MEGA gorące ciacho ... Ryana
Coopera (jako Owen). Zabawne jest to, że w pewnych
momentach wygląda dokładnie jak Jamie Dornan! Achh, tak
Wdeeeech i wyyyydech .... wdeeeech i wyyyyyydech :))).
Chciałam powiedzieć, że oboje wyglądali baaaardzo
autentycznie i dlatego ja jestem ZA :)
A Ty?
* * *
A może ten trailer Was przekona?
* * *