niedziela, 15 kwietnia 2018

Trylogia Greya



Foto zapożyczone z internetu



Christian Grey i Anastasia Steel

Dwie postacie, które w ostatnich latach sprawiły, że miliony (jeśli nie miliardy) kobiet na świecie kompletnie oszalało, a ich związki odrodziły się poniekąd na nowo. Każda z nich możliwe, że zapragnęła pewnej świeżości, czegoś na co do tej pory nie byłaby w stanie się odważyć. Chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że rozpoczęła się poniekąd seksualna, światowa rewolucja.

Jeśli chodzi o mnie : 

- tak, jestem fanką całej trylogii i nie mam z tym żadnych problemów
- tak, świetnie oglądało mi się nagi tyłek i plecy Jamiego Dornana na kinowym ekranie
- tak, świetnie się bawiłam za każdym razem (a czemu?) - bo tak naprawdę nie oczekiwałam ambitnego,  inteligentnego kina, w którym postacie pomiędzy scenami łóżkowymi będą rozprawiać o wpływie zorzy polarnej na miesiączkowanie pingwinów, czy też innych tego typu naukowych rzeczach. Miałam nadzieję na świetną zabawę, relaks i erotyczny boom i właśnie to dostałam. Z resztą tłumy ludzi, które obejrzały każdą z części są chyba najlepszym dowodem na to, że nie może być tak źle jak to się czasem czyta u niektórych skrajnych sceptyków.

Czy teraz i mi dostanie mi się po uszach za moją szczerość i otwartość? 
Cóż, wezmę to na klatę :).

Moim zdaniem cała trylogia jest bardzo fajnie wyważona, dzięki czemu wciąga i pozwala na naprawdę świetną zabawę. Oprócz erotyki, która przyjemnie zdominowała każdą z historii mamy też motyw prawdziwej przyjaźni, problemów rodzinnych, a także rozwój zawodowy i naprawdę mocny czarny charakter, który świetnie przełamał erotyczną passę (świetna gra Erica Johnsona jako Jack Hyde!).
Kolejnym atutem, który wg mnie jest kolejnym fenomenem trylogii to muzyka filmowa - kocham ją! Fantastycznie dobrana muzyka, która buduje wyjątkowy klimat podczas oglądania. Zmysłowa Annie Lennox i jej "I put a spell on you" rozpoczyna pierwsze sekundy "50 twarzy Greya". Dalej Ellie Goulding i "Love me like you do" która stała się na długi czas moim hitem i dzwonkiem łączącym mnie z moim mężczyzną. Remiks Beyonce "crazy in love" czy wieczny klasyk jakim niewątpliwie jest "Witchcraft" Franka Sinatry. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale każda z piosenek znajdujących się na ścieżkach dźwiękowych jest wyjątkowa i uwielbiam ją całym serduchem! Zdecydowanie polecam się z nią zapoznać (oczywiście, jeśli lubicie takie różnorodne klimaty).

Polubiłam styl bycia każdej z postaci, całą tę walkę jaką toczyli ze sobą nawzajem. Christian i Ana z minuty na minutę przechodzą przyjemną metamorfozę - są pewniejsi swoich decyzji, agresywniejsi i skuteczniejsi w działaniu. Właśnie tego od nich oczekiwałam - charakteru, który powinien zdominować cały pierwszy plan. Ana nabiera pewności siebie, świadomości jak piękną i wyjątkową jest kobietą i pokazuje pazurki, na które długo czekałam. Były one niezbędne do walki i nauczenia Pana Idealnego, że nie jest tylko kruchą i miękką kobietą zdominowaną przez swojego Pana. Im bardziej stawali się dla siebie kimś więcej niż tylko Panem i Uległą coraz bardziej mi się to podobało. Patrzyłam jak rozwijało się ich wzajemne zaufanie, przyjaźń, a z czasem miłość i finalnie jestem naprawdę usatysfakcjonowana.
No i Pan Grey w "Nowym obliczu..." po prostu wymiata ... nie wiedziałam, że można być jeszcze bardziej seksownym i męskim. Eh.....było na co popatrzeć! 

Jakieś minusy? oczywiście, że są! 
Jestem zdecydowaną fanką książek, bo niestety filmy mają to do siebie, że zostają mocno okrojone, bądź fragmenty zostają wyraźnie zmodyfikowane. A szkoda, bo już przy pierwszej części poczułam brak pewnych odczuć i wydarzeń. Widziałam je zupełnie inaczej, ale wizja reżysera to rzecz z którą się nie debatuje. Tak więc książka ZAWSZE będzie moim nr 1 i na pewno będę do niej jeszcze wracać. Jest pełniejsza i przyjemniej działa na wyobraźnię czytelnika. Tak samo stało się dwa dni temu gdy pełna podekscytowania miałam okazję by nareszcie obejrzeć "Nowe oblicze Greya". Przeraził mnie motyw miesiąca miodowego, który został maksymalnie skrócony do kilkunastu migawek z różnych miejsc świata. Szkoda....wielka szkoda, ale cóż. Powiem szczerze, że dalej było już tylko lepiej. Naprawdę.

Foto zapożyczone z internetu


2 komentarze:

  1. Oglądałam i nie było to według mnie nic specjalnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ogólnie całej trylogii nie nazwałabym aż "fenomenem", więc po prostu wszystko zależy od tego kto i co uznaje za "coś specjalnego" :). Ja po prostu bardzo fajnie się bawiłam przy jednym z wielu filmów :)))).

      Usuń