piątek, 3 lutego 2017

52-pietrowy domek na drzewie - Andy Griffiths





Po raz pierwszy w życiu mam okazję napisać

recenzję o książce dla dzieci i młodzieży, i

cieszę się, że trafiło na czwarty tom z cyklu

„Domek na drzewie”. Muszę przyznać, że

czytając ją ubawiłam się po wszystkie czasy.

Śmiechom nie było końca. To kawał

zwariowanej, absurdalnie zabawnej książki,

którą pokochają przede wszystkim dzieci,

młodzież, ale i nawet ich rodzice, jestem tego

absolutnie pewna. Choć powinnam chyba

jednak napisać, że jest to w znacznej mierze komiks, gdyż rysunków na

wszystkich 336 stronach jest o wiele więcej, niż samej treści, co jest dużym plusem dla

młodszych dzieci. Tematycznie można by ją także określić jako mocno zilustrowaną

powieść dla młodzieży. Pierwsza rzecz, jaką miałam chęć zrobić, gdy przejrzałam kilka

pierwszych stron, to złapać czym prędzej za kredki i pokolorować wszystko, co tylko jest

tam możliwe. Myślę, że to całkiem sympatyczny pomysł i warto go w tym wypadku

przemyśleć, a potem wcielić plan w życie.

Nasi bohaterowie - Andy i Terry są bardzo dobrymi kumplami, którzy mieszkają w

niezwykłym i na swój sposób luksusowym domku na drzewie, pełnym fantastycznych

stworzeń i tajemniczych maszyn. Czemu uważam, że domek ten jest tak niezwykły?

Ponieważ posiada aż pięćdziesiąt dwa piętra! Miał trzydzieści dziewięć, ale, jak

podkreślają sami autorzy, musieli go pilnie rozbudować. Co można robić w tak wielkim

domku? Mnóstwo przyjemnych i fantastycznych rzeczy! Chłopcy mają wiele genialnych i

nowatorskich urządzeń, które ułatwiają im życie i pozwalają na nieskończenie intensywną

zabawę, a także głowy pełne nieszablonowych pomysłów. To właśnie tylko ich wyobraźnia

ogranicza ich w robieniu czegoś szalonego i zwariowanego.

Fantazja autorów jest nieskończenie duża, dzięki czemu czas spędzony przy lekturze jest

niezapomnianą zabawą. Żeby wszystko było jasne, trzeba wyjaśnić istotny fakt, że Andy i

Terry piszą wspólnie książki dla Pana Nochala. Andy jest pisarzem, a Terry uzupełnia

wszystko swoimi fenomenalnymi rysunkami. To naprawdę idealnie zgrany duet, szalenie

sympatyczny i spontaniczny. Chłopcy posiadają własną, supernowoczesną agencję

detektywistyczną o niespotykanym dotąd systemie zabezpieczeń. Dostanie się do środka

wymaga identyfikacji i naprawdę mnóstwa niespożytej energii i cierpliwości. Nigdy nie

byłam tak bardzo rozbawiona i pozytywnie zaskoczona tego typu pomysłami.

Akcja rozpoczyna się w momencie, w którym Terry zapomina o urodzinach Andy'ego. Od

tej pory chłopcy niczym rasowi detektywi próbują rozwikłać wszystkie niewiadome, które

mnożą się z każdym kolejnym krokiem. Czego możemy się spodziewać sięgając po tej

książkę? Maszyny do robienia fal, gry w węże, Przebraniomatu 5000, pizzerii Zosi Samosi,

a nawet Ślimaczej Akademii Wojowników Ninja! Wyznam Wam jednak, że moją ulubioną

postacią jest Gąsienica, a dlaczego tak jest... przekonajcie się sami. Szczerze mówiąc, to

wszystko to dopiero początek, ale pozostawię Was w niepewności. Jeśli udało mi się

wzbudzić w Was wystarczająco wielką ciekawość, to czas byście zapoznali się z tą książką

osobiście.

Nasi główni bohaterowie obiecują także, że już wkrótce dobudują następnych trzynaście

pięter, więc kolejna książka jest coraz bliżej. Choć chyba powinnam napisać - wyżej.

Zdecydowanie polecam tę pozycję każdemu i myślę, że warto dokładnie czytać nawet

wszystkie zamieszczone w niej dopiski, które są szalenie rozbrajające. Znajdują się niemal

na każdej stronie, pisane małymi literkami. Uwielbiam poczucie humoru Terry'ego i

Andy'ego! Duża dawka śmiechu jest gwarantowana, na pewno nie pożałujecie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz